logo

niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział I

Oto pierwsza notka ^^ Wyszła wyjątkowo długa, ale nie bójcie się- następne takie nie będą :'D Chyba... W każdym razie mam nadzieję że się spodoba moje Kiciole~ 
Rozdziały będę dodawać wtedy, gdy będą gotowe. Ale to nie powinno być jakimkolwiek problemem gdyż mam dużo weny ^^ 
I prosz bardzo o komentarze. Widzę wtedy że jakieś Kiciole istnieją, i daje to dość sporego kopa w dupę by zająć się pisaniem.
I z góry przepraszam za literówki, bo na pewno jakieś się tam znajdą.
Życzę miłej lektury~
Tsubame

Ładnie się teraz przedstawię by mamusia była dumna. Nazywam się Wilk, Anna Wilk. Turu, turu! Tak, bardzo ładnie i profesjonalnie. Teraz z czystym sercem - aj noł - mogę przejść do sytuacji w której się znalazłam.
A więc, cóż tu kryć, mam wrodzony talent do przyswajania wiadomości. I ładnie to wykorzystałam. Do nauki oczywiście! Skończyłam w drugiej klasie liceum znając cztery języki. Przechodziłam z klasy do klasy mając na wystawienie ocen średnią sześć-zero.
Wiadome jest że przez to nie miałam za wiele przyjaciół, kolegów i tym podobnych. Większość mnie nie lubiła, bo uważała  że przy mnie wyjdą na tłumoków, czy że będę się wymądrzać, a reszta konkurowała ze mną w wynikach - co tak na marginesie zupełnie mnie nie obchodziło. Sad historiszyn~
- An! Chodź tu szybko!- tak. Już kurde biegnę! Mury rozwalam, drzewa z korzeniami wyrywam i ludzi łokciami odpycham.
Jak zwykle wolnym krokiem weszłam do pokoju. Rodzice wyglądali na zszokowanych. Na moją korzyść w pozytywnym sensie. Jeee nie będzie szlabanu na kompa!
- Cu? - pytam siadając przy stole.
- Mów po polsku, póki jeszcze masz gdzie i kiedy!- mruczał coś wkurzony ojciec.
- Cooo? - nie rozumiem... Sprzedają mnie do Arabii, czy innych takich?!
- Kochanie, dostaliśmy list... A konkretniej propozycję wysłania Cię do liceum Raira w... Ikebuko. Twoje oceny są świetne i nawet język znasz... więc nie widzimy problemów.- ciągnęła swój niezrozumiały bełkot.
- Lecę do Ikebukuro?!
- Nie krzycz tak dziecko!- warknął ojciec.
- No jedziesz, jedziesz...- burczał wstając z fotela przed telewizorem i podszedł do mnie.
- Ale jak przywieziesz nam tutaj jakiegoś Żółtka to zabiję. ZABIJĘ! Zrozumiano?!
- Tak jest sir!- krzyknęłam salutując, a on poszedł gdzieś załamany smutną rzeczywistością, ewentualnie brakiem obiecanego sernika.
Jego miejsce, przy moim prawym boku zajęło mamiszcze.
- Będzie świetnie, zobaczysz. Liczę że dasz z siebie wszystko. A jeśli ten "Żółtek" będzie przystojny i wykształcony, to śmiało przywoź.- puściła mi oczko.
Coooo....?
- A kiedy jest wyjazd?- spytałam wciąż zdziwiona tym co mamiszcze powiedziało.
- Po jutrze.- jej niewinny uśmieszek jest taki wkurzający!
- COOOOOO?!- krzyknęłam jeszcze tylko za nią - bo ta bezczelnie udała się do kuchni- lecz nie dane mi było dokończyć lamentować gdyż mój kochany ojczulek krzyczał żebym już szła spać.
Je. Po jutrze będę w Japonii, a dokładniej w rozrywkowej dzielnicy Tokio. Very, very słit maj friend.
Zgodnie z instrukcją poszłam się wykąpać, a następnie spać. Tak, brawa dla mnie. Nawet jeszcze nie przeczytałam tego listu co mnie do Dżapan zabiera!
No cóż, zapytam się o niego jutro. Teraz śpij szeregowy! SPAĆ!
*~*~*
Uroczo i uczuciowo pozbierałam swe zwłoki z łóżka i wolnym krokiem na wpółżywego udałam się do łazienki.
Spoglądanie w lustro było błędem. Ujrzałam w większości potargane, rudo-czerwone włosy, z jednej strony jakby oklapnięte, a z drugiej odstające na wszystkie strony świata pojedyncze pasma. Mru.
A czemu zobaczyłam, jak to wcześniej ujęłam "w większości"? Bo mam to głupie metr pięćdziesiąt osiem! Słabo.
Niska, naturalnie ruda ( i do tego pofarbowałam sobie końcówki na ognistą czerwień. Mrau~), z  bladą jak trup cerą i jasnymi, brązowymi oczami.
Po trudnej i żmudnej walce z włosienicą ta w końcu ustąpiła. Zaczesałam ją w wysoki, ciasny kucyk.
Ogarnęłam swą twarz i poszłam się ubrać. Ta je, dziś nie muszę ubierać żadnych mundurków, bo przychodzę tylko na pierwszą lekcję, odstawiam teatrzyk, żegnam się i wychodzę. Będzie po prostu świetnie. Bo tak bardzo obchodzi tamtych-któryk-nie-znam-bo-twierdzą-że-mnie-nie-znają-i-mnie-nie-lubią gdie jadę/lecę/czołgam się/pełznę/idę. No proszę.
Po ubraniu się w koszulę, w czerwono-czarną kratę, dżinsy i oczywiście po założeniu czarno-białej bandanki na lewej dłoni - później dowiecie się po co to noszę~ - wzięłam mały, czarny, skórzany plecak, założyłam go i wyszłam z pokoju.
Rodzice właśnie wychodzili do pracy. Powiedzieli że zostawiają mi kieszonkowe na rzeczy które potrzebuję na podróż. Pożegnałam się i wyszłam z domu. Chłodne powietrze wręcz uderzyło mnie w twarz dając przy tym można powiedzieć odświeżającego kopa i z bojowym nastrojem pomaszerowałam do szkoły.
*~*~*
Jako iż szkoła do której uczęszczam jest szkołą mundurową, to dziś dość wyróżniałam się na tle innych uczniów. Ale mimo to nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Słit.
Gdy wreszcie zadzwonił dzwonek na lekcje - ło boszu, chyba nigdy na niego tak nie czekałam jak teraz! - weszłam do klasy. Moi rówieśnicy zaczęli rozchodzić się do swoich ławek kiedy ja zostałam na środku klasy. Dość zdziwiona nauczycielka również zasiadła przy biurku. Nie chcąc jej niepotrzebnie męczyć - chociaż może wtedy spaliłaby trochę kalorii~ - zaczęłam mówić.
- Przyszłam tu dziś, by pożegnać się z wami. Dostałam propozycję uczenia się w liceum Raira. Liceum to znajduje się w Ikebukuro. Każdy powinien wiedzieć gdzie to jest, a jeśli nie to w końcu od czego jest internet. - powiedziałam krzywiąc się.
- Jutro lecę do Japonii i teraz się z wami oficjalnie żegnam. Raczej nie będę za wami tęsknić, czy coś. Może jeszcze kiedyś, w dalekiej przyszłości się spotkamy. Pa pa.- zakończyłam machając łapką i wyszłam z klasy. Zostawiłam dość oszołomiony lud - te ich miny, ha ha! - i poszłam do najbliższej galerii na małe zakupy. Nie ma co opisywać, gdyż wybór staników wcale nie jest taki ciekawy.
*~*~*
Kupiłam mnóstwo książek bym nie zapomniała jakie kicze tu powstają ojczystego języka. Tak. Dokładnie.
Wieczorem wróciłam do domu i od razu zaczęłam się pakować. Wtedy właśnie zrozumiałam że kupno tych książek nie było do końca mądrym pomysłem. Pewnie się teraz zastanawiasz czemu, prawda?
Bo kurde przez to mam do zabrania ze sobą trzy walizki! TRZY! A jak już biorę książki to wszystkie co kupiłam.
Jak ja to będę nosić?
Smuteczek~
No cóż, jakoś będę musiała sobie poradzić.
Padnięta jakbym pracowała w kamieniołomach poszłam spać.
*~*~*
Pobudka nie należała do najmilszych. Zostałam brutalnie zrzucona z łóżka i przymusowo nałożona na mnie czarne leginsy ą bluzę. "By mi się wygodnie leciało".
Z zaspanym wyrazem twarzy wystarczająco idiotycznie. Zostawiłam rozpuszczone włosy , oczywiście że nie dla tego by6 choć trochę zasłonić twarz...
Pakowanie do samochodu walizek nie zajęło zbyt wiele czasu. W aucie mama siedząc na fotelu obok kierowcy - czyt. obok taty - obróciła się w moją stronę i uśmiechnęła czule.
- Będziemy bardzo tęsknić kochanie. Uważaj tam na siebie.- mówiła. Szczerze, to była jedna z tych chwil kiedy przez takie słowa które wciąż powtarzała chciało mi się płakać, lecz jedynie uśmiechnęłam się lekko.
Gdy dojechaliśmy już na lotnisko usłyszeliśmy komunikat iż samolot którym lecę za jakieś dwadzieścia minut odlatuje. Szybko dałam bagaż odpowiednim ludziom dzięki którym trafi on na pokład.
Sama nie wiem czemu łzy same napłynęły mi do oczu.
- Będzie mi bardzo smutno bez was.- uśmiechnęłam się nerwowo.
Rodzice zdążyli jedynie otworzyć usta by coś powiedzieć lecz przerwał im głos kobiety.
- Pasażerowie na lot do Ikebukuro proszeni są na pokład samolotu. dziękuję.
- Już czas.- powiedział wolno ojczulek. - Trzymaj się. - dodał przytulając mnie. Gdy się już odkleił ode mnie przykleiła się mama.
- Do zobaczenia.- wydukała ledwo powstrzymując płacz. Ja tylko na odchodne pomachałam im i pobiegłam by zdążyć wsiąść do samolotu.
*~*~*
Rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Byłam już na pokładzie samolotu. Zdecydowanie za dużo filmów katastroficznych obejrzałam. Miałam już przed oczami katastrofę lotniczą w której miałabym brać udział.
Po głębokim zastanowieniu stwierdziłam że lepiej będzie iść spać. Są tego plusy w różnych sytuacjach. Jeśli wszystko będzie w porządku to prześpię cały lot, a jeśli nie to umrę we śnie. No chyba że obudzę się przed katastrofą. Nie, nie, nie. Nie mogę myśleć o takich rzeczach. Idę spać. O dziwo zasnęłam szybciej niż przypuszczałam że zasnę.
*~*~*
ŻYJĘ! JA ŻYJĘ!  Tak się cieszę! Ale oczywiście zawsze coś musi to zepsuć. W tym przypadku były to bagaże. Trzy walizki dźwigać! Super.
Odebrałam powód do smutków i wyszłam z budynku lotniska. Wsiadłam w pierwszą lepszą taksówkę do centrum Ikebukuro. Powoli zdając sobie sprawę z tego gdzie jestem, co robię i gdzie jadę chciało mi się płakać z radości. Dobra, chrzanić te walizki!
Tak więc jak już dotarłam na miejsce wyrwał mi się cichy pisk z radości. Zabrałam walizki, zapłaciłam taksówkarzowi i ruszyłam w świat. Teraz tylko do domu odłożyć bagaże i na miasto! Jednak chwila nieuwagi i BUM! Ktoś na mnie wpadł.
- Nosz kurwa! Uważaj jak idziesz idioto!- wyrwało mi się. Oczywiście po polsku, więc osoba do której było to skierowane raczej nie zrozumiała o co chodzi.
Uniosłam głowę do góry, a to co zobaczyłam było przynajmniej dziwne.

A teraz przez wszystkich długo wyczekiwane relacje ze spotkania chodnik-mój tyłek, i walizki-chodnik. A więc chcąc spojrzeć w twarz winowajcy zobaczyłam tylko... o kochany... Czarne i kolorowe plamy! Ło Bosze! Widzę, ja widzę! Nie widzisz? ALE JA WIDZĘ! To Niebieska plamka na budynku za jakimiś tam ludźmi. Czy można to ogłosić cudem?... A teraz proszę państwa poczułam jakby mi się ten tyłek z chodnika zsuwał. Mruknęłam coś pod nosem "A ty gdzie lecisz chodniczku, dopiero co się poznaliśmy' i zaliczyłam twarzo-beton tracąc przy tym przytomność.

Wolno podnosiłam powieki które wydawały mi się być cięższymi niż zwykle. W końcu jednak dałam sobie radę i otwierając je tak, by zobaczyć chociaż kawałek miejsca w którym się znajduje i przestraszyłam się nie na żarty. Ujrzałam czystą, nieskazitelną biel na ścianach, suficie i łoboszu podłodze!
- POKÓJ BEZ KLAMECZEK?! KURDE WIEDZIAŁAM ŻE RZECZYWISTOŚĆ NIE JEST TAKA PIĘKNA A NIEBIESKIE I RÓŻOWE PLAMY NIE TAŃCZĄ KONGI NA POWIERZCHNIACH BUDYNKÓW! - krzyczałam, tak, tym razem po japońsku, by ktoś doglądający mój pokoik przez magiczne łubu dubu okieneczka których ja nie widzę bo nie mam super mocy strusia Bola, to usłyszał.
- AAAAA!- usłyszałam krzyki z mej lewej i prawej strony. Znów przestraszona zaczęłam się rozglądać.
Co?
Przy moim łóżku z mojej lewej strony siedział czarnowłosy chłopak z oczami koloru krwi, natomiast z prawej wysoki blondyn ze złocistymi oczełkami.
- Łeee ja nic nie mam! Żadnej kasy, serio! W walizkach tylko parę szmatek by na siebie włożyć i koniec! Przysięgam! Żeby kasę dać pracę znaleźć muszę...- prawie płakałam z myślą iż wplątałam się w sprawy mafii czy innych takich.
Oboje wyglądali na zdziwionych.
- Ale zaraz, gdzie są te moje walizki i - spojrzałam pod kołdrę - kto przebrał mnie w piżamę?! - jęczałam mając przed oczami dość... drastyczne sceny.
Widziałam w oczach czarnowłosego niepokojący błysk. Przejechał mi dłonią po ręce, a na twarz wpełznął mu dziwny uśmieszek. Zbliżył swe usta do moich, a mi serce stanęło. Mentalny zawał. Kuźde oddychaj, oddychaj! ODDYCHAJ! Ten tylko spojrzał w moje pełne grozy oczy, i przesunął usta do mojego ucha.
- Pielęgniarki. To one to zrobiły. Nie dały się przekupić bym ja to mógł uczynić...- mruczał a ja zamarłam.
- Haha! Twoja mina była cudowna! Przykro mi, nie kręcą mnie nieprzytomnie dziewczyny~
Co kurwa?
- Izaaaya-kun...- jęknął przeciągle blondyn.
- Och, Shizu-chan, zmęczyło Cię to całonocne czuwanie? Buuu, smutne~
Tak, ten dziwniejszy prawie tańczył z radości na środku pokoju. Plis, plis, dajcie mi stąd wyjść.
Chwila, zaraz moment, momencik! Pielęgniarki? "Całonocne czuwanie"? COOOOOO?!
- Łat da fak o co cho? Jakie czuwanie? Jakie pielęgniarki? Ostatnie co pamiętam to taniec kolorowych plamek na budynku jakimś...- łeee, pożal się im, zamęcz ich na śmierć, może sobie już pójdą.
- Bo tak się jakoś złożyło że oberwałaś jakimś tam odłamkiem jezdni i Shizu-chan miał wielkie poczucie winy że takie coś się stało i postanowił przesiedzieć tu całą noc.- wyszczerzył się ten-dziwny-który-jest-dziwny-bo-nie-normalny.
- Nooo oke, ale co TY tutaj robisz?
Tak, zgadza się. Zupełnie zignorowałam fakt iż dostałam 'kawałkiem jezdni".
- Łe, bo mi się smutno zrobi~ Chciałem dotrzymać mu towarzystwa~
Bardzo ładnie postanowiłam iż nie będę się już odzywać i powrócę do odpoczynku. Zamknęłam oczy chcąc zasnąć gdyż zrobiłam się strasznie senna i zmęczona rozmową, kiedy poczułam ucisk na prawej nodze. Nie, nie, nie...
Znów z trudem otworzyłam oczy i po raz już dziś kolejny ujrzałam coś dziwnego. Blondyn zasnął kładąc głowę na mojej nodze. Aaa, to wyjaśnia czemu się nie odzywał. Ciekawe czy mu tak wygodnie...
- Ooo, Shizu-chan Cię polubił~- śpiewał pod nosem Izaya-kun? Tak go chyba nazwał ten Shizu-chan.
- Świetnie super fajnie i w ogóle mrau.- westchnęłam ciężko. - Ty wiesz że się pacjentów nie męczy, kochany?
- Ooo naprawdę? To ja może też się położę~ - wymruczał wstając z krzesełka. Czekaj, czekaj, co ty chcesz zrobić?! Przecież plastikowe krzesełka są takie wygodne i w ogóle spełnieniem marzeń każdego człowieka są, no!
Izaya najpierw usiadł obok mnie na łóżku, po czym położył się obok mnie przytulając się przy tym. Tak, do mnie.
- Dobranoc Anna-chan~
- Eeem... dobranoc?
- A gdzie buziak na dobranoc? Buuu...
Eeee..?! Jaki kurde buziak?! Co on, przedszkolak? Płacą mi chociaż za opiekę nad nim?!
- Łee, no trudno ja to zrobię~ - móiąc to pocałował mnie w mój zaczerwieniony policzek.
- Co to jakieś przedszkole? Może być, tylko ile mi płacą? - jęczałam.
- Ciii...
Szybko zamknęłam oczy i SPAĆ, SPAĆ! Co z tego że obok jest jakiś niepełnonormalny chłopak...
Zasnęłam. On raczej też.

- Co tu się dzieje?!- obudził mnie pisk pielęgniarki. Leniwie otworzyłam oczy i zamurowało mnie. Obaj chłopcy leżeli na moim łóżku i spali przytuleni do mnie.
- RUSZYĆ DUPY!- krzyknęłam na nich spiekając rekordowego raka, czy innego kraba.
- Coo..?
- Uh?
-AAAAA!
Chyba się już dobrze przebudzili bo obaj wylądowali na podłodze.
- Miło się spało na poduszce mejd in Polisz?- prychnęłam następnie spoglądając na niską kobietę ubraną pod kolor ścian, sufitów i podług, mrau.
- O co chodzi?- spytałam bez namysłu.
- Jeszcze dziś wypisujemy panią, lecz będzie ani potrzebować o-opieki... Jeśli nie ma pani tutaj bliskich, znajdziemy kogoś odpowiedniego na miejsce opiekunki...- mówiła niepewnie.
Super, opiekunka. Mrau~
Popatrzyłam się na nią wzrokiem typu nie-bo-nie-amen.
- Ja dam sobie radę!- zaprzeczyłam stanowczo. Tupnęłabym nawet, ale w moim obecnym stanie nie było to możliwe, bo co? Tupnę w powietrze?
- A-ale takie jest zdanie lekarza!- broni się, broni!
- A takie jest moje zdanie.- prychnęłam chcąc wstać z łóżka. Tak. Nie wyszło mi to bo leżałam na podłodze pod stopami Shizu-chana (nie wiem jak brzmi jego pełne imię.).
Pomógł mi wstać, pomógł. Niech na niego przychylnie patrzą wszędzie gdzie się znajdzie.
- Aligator, aligator.-
- Co?- patrzył się na mnie jak na niedorozwoja. Mru.
- Dziękuję! Przeliterować?!- i tu się samą wkopałam. Oby się nie domyślał że średnio by mi to wyszło~
Och, żyłka mu na skroni pulsuje. Nazwijmy ją Boluś. Ślicznie, prawda?
Ten, jak mu tam, Iza przyglądał nam się z rozbawieniem. Co go niby bawi?! Roztrzęsiona nastolatka?! Przecież mogę robić już co chcę jestem dorosła i takie tam! Khe, khe, kradnę gadkę dziesięciolatkom, super.
- Ja się zgłaszam~
Pielęgniarka wpatrywała się nam będąc w stanie rozpierdyki mózgowej i chyba tlenu jej zabrakło.
- Na c-co?
- Na bycie opiekunem. Obiecuję że będę dobrze ją opiekał~!
Czy on jest kanibalem?
- D-dobrze!- o, ucieszyła się. O-k-r-o-p-n-a! Jednak umiem literować! Fak je~
Kiedy mnie wypisywali pielęgniarka - ta jąkająca się bestyja!- oddała mi moje walizki, a ja poszłam do łazienki przebrać się. Idąc tam zauważyła w jednym z pokoi dziewczynę zakutą w różowy kaftan bezpieczeństwa - uuu stylowy~- mówiącą do ściany. Kiedyś do niej tutaj przyjdę, serio! Akurat kiedy odwróciła głowę w stronę drzwi - tak, miały jakąś tam część szkła, ale to chyba dla Niej dobrze. Może widzieć kogo do niej przywieje- pomachałam jej z uśmiechem. Niestety nie zobaczyłam jej reakcji gdyż no przechodziłam, tak? A jakoś nie uśmiechało mi się zatrzymywanie się na dłużej w tym miejscu. Jak już wcześniej wspominałam odwiedzę ją kiedyś.
Toalety nie wyglądały najgorzej. Nawet zadbane były. Ale kij z tym, przebieram się.
Wyszłam z nich ubrana w czarne spodnie i białą bluzkę z napisem "Made in Polisza". Kocham to~
Znalazłam Izayę w recepcji, a serio natrudziłam się by go znaleźć. Utrudnienia w postaci trzech walizek przeżyłam. Czelendż odchaczony. "Znajdź czerwonookiego taszcząc minimum trzy walizki".
- Wypisali Cię już.- powiedział z asymetrycznym uśmieszkiem, który swoją drogą mnie przerażał.
- Czyli będziesz moją opiekaczką 24/7. Czy w taki układ zalicza się również żywienie i nocleg?- spytałam z niewinnym uśmieszkiem na mordce, tfu twarzy.
- Owszem~

I tak właśnie skończyłam z opiekaczką w postaci Izayi w jego domu i ze zwolnieniem ze szkoły w której jeszcze ani razu nie byłam, jeee...e?

3 komentarze:

  1. Boszuu, soł fabuluz <33
    Chcę więcej i dłużej ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :'D
      Może doczekasz się następnej notki~ A może czyli na pewno XD

      Usuń
    2. CHCE WIECEJ OPIEkaczki IZAJKA <3

      Usuń

Obserwatorzy